Od prawie 9 lat mieszkam z kotem. A raczej z kotką. Nikt nie porównuje mnie do Prezesa Polski, bo to nie kocur. Rozalka, tak futrzak ma na imię, nie toleruje innych kobiet co demonstruje raczej nieagresywnie. Po prostu chowa się na czas damskiej wizyty i pojawia dopiero po jej zakończeniu. Na pewno biedaczka przeżyła jakąś traumę w młodości.
Rozalka jest u mnie od 8 tygodnia życia i chyba się już do mnie i mojego mieszkania przyzwyczaiła. Mimo, że od lat nie wychodzi na zewnątrz, bo nie chce, a nawet jak otworzę drzwi wejściowe z klatki chodowej to ucieka w popłochu w głąb mieszkania, jest ciekawa świata. Kiedy przynoszę zakupy do domu ogląda dokładnie swoim nosem wszystko, pilnuje wykładania poszczególnych przedmiotów z torby i sprawdza gdzie je odkładam. Podobnie jest z innymi nowymi rzeczami. Starymi też. Jeżeli coś przestawię Rozalka zaraz sprawdza dlaczego, przygląda się, obwąchuje. Nawet moją codzienną torbę, którą po przyjściu do domu stawiam na stołeczku w przedpokoju dokładnie przegląda. A nuż jest w niej coś nowego. Jeżeli rozsunę suwak, żeby coś wyjąć – zanim włożę rękę do środka w torbie jest już głowa Rozalki.
Ok. 2 w nocy kotka zaczyna się niepokoić i dawać mi do zrozumienia, że najwyższy czas iść spać. W końcu zaczyna skakać mi przez głowę, szaleć po mieszkaniu i nie mogąc się skupić wstaję od komputera, albo odkładam książkę, rezygnuje z kolejnego odcinka serialu i idziemy myć zęby a potem do sypialni. Kiedy zgaszę światło Rozalka szuka sobie miejsca obok, a kiedy w końcu przygotuje sobie gniazdko idzie na kolację. Słyszę dochodzące z kuchni chrupanie i zasypiam. Kotka śpi obok mnie, nie budzi mnie rankiem, w milczeniu czeka aż się obudzę. Kiedy wstaję szybko zrywa się i biegnie w kierunku łazienki oglądając się czy idę za nią.
Najciekawsze są niedzielne poranki kiedy Rozalka dostaje świąteczne jedzenie tzn. mokre, gdyż codziennie jada chrupki dla kanapowych kotów 7+ Royal Canin. W niedziele i święta dostaje na śniadanie zawartość saszetki A la Carte albo puszki Gourmet Gold Puriny. Nie jakiś tam mus czy pasztet tylko kawałki mięsa w sosie. Celebruje to długo.
Czeka aż wstanę z łóżka. Mija 9, 10, 11, czasami 12. Rozalka spokojnie (a może niespokojnie ale w ciszy) czeka. Kiedy skończymy sprawy w łazience biegnie w kierunku szafki z niedzielnym jedzeniem i spokój pryska. Już nie może się opanować i głośno domaga się śniadania. „Rozalcia, trochę godności! – krzyczę, ale w kotkę szatan wstępuje. Jakby mogła to by mi wyrwała tę puszkę z ręki i zmiażdżyła zębami. Ale to ja mam władzę i pomalutku celebruję podawanie śniadania. Sięgam po miskę, wypełniam ją na szafce zawartością puszki i spokojnie stawiam obok poidełka z wodą. W tym czasie Rozalka szaleje: wrzeszczy, skacze do góry, próbuje mi łapami wytrącić puszkę lub miskę z rąk. W końcu wkłada głowę do miski i odzyskuje spokój. „Uzależniła się dziewczynka” – myślę ze smutkiem, ale zaraz zapominamy o sprawie. Rozalka w ciągu dnia wyjada wszystko z „mokrej” miski po czym wraca na tydzień do suchego prowiantu.
Dnie przesypia na swoim legowisku w oknie lub na oparciu kanapy. Kiedy wracam z pracy wita mnie w przedpokoju. „Co ty tu robisz? – pytam. „A może to złodziej kotów wtargnął do mieszkania i ty się mu wystawiasz.”
Ale mogę sobie gadać. Powitanie rzecz święta. Potem jest sprawdzanie co mam w torbie, oglądanie zakupów i zaczynamy przygotowywać obiad. Zmywamy, sprzątamy, pierzemy, a wieczorem czytamy albo oglądamy filmy. A raczej ja oglądam, bo Rozalkę telewizor męczy. Zasypia obok, zwinięta w kłębek, z jednym okiem otwartym na wszelki wypadek. „Jakby co to stanie w mojej obronie: – myślę ja. „Jakby co to zdążę się w porę zorientować i uciec” – myśli ona.
Ale głośno swoich oczekiwań wobec siebie nie zgłaszamy i dzięki temu jakoś nam się razem dobrze żyje.
Rozalka. Kotka piękna i mądra.
PolubieniePolubienie