Lubię czytać. I dużo czytam. W salonie mam całe ściany – od podłogi do sufitu – książek, które nagromadziły się przez lata. Z powodu braku miejsca kupuję ich już coraz mniej. Natomiast potrzeba czytania została tak samo intensywna. Kilka lat temu kupiłem więc sobie czytnik ebooków, który ma wiele zalet. Podstawowe są takie, że sam nie zajmuje dużo miejsca (ma wielkość małego zeszytu) i mieści w sobie pokaźną bibliotekę – bez kart pamięci ok. 1200 książek. Te zalety można by mnożyć. np. zakupiona książka natychmiast jest dostępna i można ją przeczytać chwilę po zakupie przez internet, gdyż większość czytników ma wi-fi i indywidualny adres e-mail. Pomija się więc czas na dostarczenie książki przez kuriera lub listonosza. Są też księgarnie-biblioteki, w których przez internet można kupić ebooka lub audiobooka albo tylko wypożyczyć w ramach miesięcznego abonamentu. Można powiększać i zmniejszać litery, przekładać strony palcem lub przyciskiem. Zalety można mnożyć.
Ja, jak się okazuje, już nie wracam do raz przeczytanych książek. A przynajmniej bardzo rzadko. Niestety raz zakupione i przeczytane zostają i pomniejszają moją przestrzeń do życia. Dlatego możliwość korzystania z książki elektronicznej to dla mnie najlepsze rozwiązanie. Można też ebooki wypożyczać z biblioteki internetowej. Oczywiście dopóki się opłaca abonament wszystkie wybrane na moją półkę książki są zawsze dostępne tak, jakby miało się je na własność. Same zalety.
Największym problemem dla takich czytelników jak ja – moli książkowych od wczesnych lat podstawówki – są zmiany mentalne. Trzeba odzwyczaić się od książek papierowych, kolorowych zdjęć czy grafik w nich zawartych, oryginalnych zakładek, ślinienia palców, zaginania rogów książki itp. A to jest trudne. Bałem się, że z tym sobie nie poradzę. Przecież czytniki do książek są czarno-białe, strona ma 6 cali, czyli jest wielkości książki kieszonkowej.
Zaskoczony byłem, że nawet nie zauważyłem kiedy, przyzwyczaiłem się do czytnika ebooków. I teraz książki czytam wyłącznie na nim. Przecież książka zawsze pozostaje książką, autor i to co chce mi on przekazać, jak to robi, nie zmieniają się niezależnie czy to jest ebook czy druk na papierze. Sięgam po określonego autora dla niego samego a nie dla jakości pracy towarzyszy sztuki drukarskiej.
Zapisałem się do Legimi – wtedy jeszcze biblioteki internetowej (teraz już księgarni pełną gębą, bo można w niej kupować także książki papierowe i audiobooki), na swoją półkę odkładam wszystkie interesujące mnie nowości, albo książki dawno wydane, trudno już dostępne, bo nie wznawiane. Czytam w każdym miejscu. Abonament jest różny, już od 6.99 zł miesięcznie dla początkujących bez umowy na czas określony (co miesiąc pobierana jest automatycznie z karty płatniczej kwota abonamentu, ale zawsze można z tego zrezygnować) do sześćdziesięciu kilku złotych kiedy chcemy mieć i książki, i audiobooki, i wypasiony czytnik do nich, przy umowie na 24 miesiące. Do słuchania książek służy specjalna aplikacja na smartfona, zsynchronizowana z kontem w Legimi.
Po kilku latach mam już trzy czytniki. Pierwszy – Kindle Amazona – jest najbardziej prymitywny, z niepodświetlanym ekranem starszego typu, niedotykowym, ale już do dłuższego czytania. Trzeba bowiem pamiętać, że eczytniki mają specjalny ekran, który nie różni się od karty książki (nazywany jest epapierem) – nie świeci jak LCD z tabletu, a trzeba go oświetlić, żeby było widać litery. Dzisiaj ekrany czytników są podświetlone, można nawet czytać książki w nocy. Mój pierwszy czytnik takiej możliwości nie miał. Czytając w nocy musiałem zapalać lampkę nocną. Po kilku latach dorobiłem się nowego czytnika firmy Pocketbook. Z najnowszym technologicznie, podświetlanym i dotykowym ekranem, również własnym adresem email. Na dodatek ten czytnik jest fabrycznie zestrojony z Legimi. Co w komputerze włożę sobie na półkę mam natychmiast w czytniku. Tylko czytać.
A ostatnio skorzystałem z oferty Legimi z czytnikiem w ramach abonamentu, podobnie jak to robię wymieniając smartfon u operatora telefonicznego (umowa na czas określony od 6 do 24 miesięcy). To najnowszy z dostępnych na rynku czytnik za 1 zł w chwili zakupu.
Często rozmawiam o książkach z równie dużo czytającymi znajomymi. Na prośbę o pożyczenie im tej książki odpowiadam, że to ebook. I rozmowa na temat książki się kończy, a zaczyna na temat takiego sposobu czytania (ebook to nie książka, a czytanie ebooka to nie czytanie, nie ma zapachu papieru i farby drukarskiej, zakładek itp.). Nawet z ust dwudziestokilkulatków padają takie argumenty, jakie ja lata temu miałem przeciwko czytnikowi. Tylko, że ja wtedy miałem pięćdziesiąt kilka lat. Odpowiadam: nawet nie macie pojęcia jak szybko się przestawicie. Nie zauważycie momentu, kiedy ebook stanie się dla was podstawową formą obcowania z książką. Dostępność każdego tytułu, jego cena, dostęp w każdej chwili do całej biblioteki… Zapach farby drukarskiej? Dzisiaj dla mnie to smród. Karty papierowej książki brudzą ręce. Książka papierowa szybko się niszczy, a czytnik można ubezpieczyć tak jak smartfon, a nawet tylko jego ekran. I każda posiadana czy wypożyczona książka jest zawsze pod ręką.
Oczywiście nie znaczy to, że tradycyjnych książek już w ogóle nie kupuję. Są takie: wydane jak dzieła sztuki drukarskiej, z bardzo bogatą ikonografią, albumy fotograficzne, czy o sztuce, których ebooki jeszcze nie zastąpią. Są też książki, z którymi mam silny związek emocjonalny. Zaczytywałem się nimi gdy miałem 7-10 lat. Tych się nigdy nie pozbędę. Ale to już inny temat.